Monday, 31 March 2014

Gdzie się podziały recenzje?

Recenzje są, ale są dziwne. 

Jakby nie było, bez recenzji nie wiadomo by było na coś iść do kina, co czytasz i w co zagrać. Coś jednak poszło nie tak, skoro od pewnego czasu recenzje, zamiast powiedzieć jakie są mocne i słabe strony danej produkcji a potem skupić się na ewentualnych przemyśleniach, tak coraz częściej zamiast opisu grafiki dostaję opis roli ras, płci w grze. Roli, oczywiście, społecznej. 

Żeby nie było, rozumiem że gry w jakiś sposób kształtują światopogląd,

ale zapytam się czemu recenzja nie może być bez marudzenia, że postacie żeńskie nie ogrywają dużej roli albo są skąpo odziane? Szczucie cycem jest zagrywką niską i tępą ale z drugiej strony w strzelance nie interesuje mnie czy wpisuje się w nurt postmodernistycznego nihilizm i jakie rodzaje gender studies się pojawiają. Interesuje mnie ile jest spluw, jaki poziom trudności i fizyka gry. Zresztą dla marud "nie ma strzelanek z fajnymi postaciami kobiecymi" mam dwa piękne przykłady: Tomb Raider, szczególnie najnowsza część, która posiada sensowne przemiany postaci (jak na grę) i nie wali cyckami po oczach. Oraz Borderlands gdzie postacie występują w dowolnych układach, typach, archetypach. I większość postaci kobiecych nie tylko nie lata w stroju bikini ale ma sensowne motywacje. Mam jednak wrażenie, że piewcy pisania recki tylko o tym jak przedstawiono kobietę zapominają o tym, o czym zapomniała większość blogerów piszących o grach. 

Gry nie są najważniejszą częścią kultury masowej.

Zaryzykuję stwierdzenie nawet stwierdzenie, że nie są ważne. Wg różnych źródeł IEM w Katowicach obejrzało 60-80 tys. osób. Tyle co mecz lokalnej drużyny w piłkę nożną. Ogólna liczba graczy nie jest wysoka w stosunku do fanów telenoweli czy ogólnie telewizji. Blogerzy, będący z mego rocznika i okolic (plus minus 5 lat i mamy większość blogaskosfery, jeśli wierzyć tym co widzę na grupach social media) zapominają, że dalej większość społeczeństwa nie uznaje obrazu z gier za jedyny obowiązujący. Ba, większość nie uznaje nawet tego z telewizji, o ile posiadają dwie szare komórki, które nie strzeliły na siebie focha. Jednak dalej uparcie, nim znajdę opis mechaniki gry muszę przejść przez to, czy jest ona poprawna politycznie. Patrząc na to w ilu grach, powiedzmy że przypominającymi realny świat, tymi złymi są komuniści, czarni albo diabli wiedzą kto, to nie widzę różnicy między filmami, gdzie fabuła polega na "zabili go i uciekł". Czy przez to nagle każdy dzieciak chce strzelać do czarnych? Nie. Czy przez widok panny w bikini na Syberii każdy uzna, że to obowiązująca tam moda? Nie. Ludzie nie są aż tak głupi. Poza tym widzę pewny brak konsekwencji. szczucie cycem w większości gier będzie napiętnowane, zaś szczucie cycem z League of Legends jest całkiem spoko. Nie trafiłem jeszcze na jakiś wielki post gdzie ktoś piętnuje, że większość postaci żeńskich lata po arenie w strojach gdzie więcej widać niż jest chronione. Czemu Miss Fortune z topie i biodrówkach jest spoko a Lara Croft w typowym stroju dwudziestoparolatki (bluzeczka, spodnie, komplet który mijam w lato setki razy) jest przejawem seksizmu?

A może to nie spisek i wkurzająca maniera a moda?

Oto jak to widzę. Część recenzentów faktycznie wierzy w to, że gry mają tak wielki wpływ na świadomość, że nie można lecieć nawet z lekkimi stereotypami albo bawić się zbytnio konwencją (tu wszystko wygrywa Bulletstrom, gra zaczyna się pijacką zabawą a kończy cytowaniem Nietzschego) bo ktoś poczuje się urażony. Reszta zaś po prostu pisze jak wiodący, w ten sposób są publikowani i miedziaki z blogów spływają. Czy to jest wielki problem? Nope, ale obecnie ten blog też nie jest wielki.

Wednesday, 26 March 2014

Pyrkon, Pyrkon, relacja.

Na potrzeby tej notki sugeruję słuchać oficjalnego hymnu Pyrkonu, czyli:


Ale po kolei. Zacznę od dnia zero, czyli czwartku. Akredytację udało się dopaść bez najmniejszych problemów. Całość (jako prelegent musiałem dać dokumenty czy ja to ja, a nie kto inny) zajęła z minutę. 

Piątek, czyli sauna.


Pierwszy dzień konwentu zaczął się dla mnie wesoło. Konkretnie telefonem, że moja pierwsza prelekcja (o Supernaturalu) wskoczyła z listy rezerwowej. Gżdacz dowiedział się o tym razem z ludźmi w sali, czyli z moim radosnym wejściem. Była to jedyna prelekcja, gdzie w sumie była jakaś przestrzeń. Następnie, zgodnie z moją tradycja znikłem z konwentu w celach zdobycia pożywienia. Cel osiągnięto bez strat w ludziach, co jest swoistym cudem, biorąc pod uwagę że tego dnia pobito rekord z poprzedniego Pyrkonu (12 300 ludzi). Tłum czekający przed salą RPG uświadomił mnie, że po pierwsze akredytacja sprawnie działa, a po drugie na sali miejsce będzie w domyśle. I było, część osób nie udało się dostać do środka. Tlen w środku był ale się zmył dosyć szybko. Dla tych co byli za drzwiami, w lochu albo po prostu się nudzą jest i nagranie prelki o byciu Mrocznym Władcą. Sama prelka wyszła zacnie, ludzie mimo braku tlenu byli w stanie rzucać we mnie chusteczkami. Po niej była akcja pt. przebranie. Z zacnego garnituru przebrałem się w równie zacne glany, bojówki i ruszyłem na koncert Percivala. Po kilu próbach udało się ustawić dźwięk i kapela pokazała na co ich stać. Klasycznie już pogo była z gatunku czegoś między zamieszkami a awanturą w karczmie. Młyn, ściana (nawet kilka razy), tłuczenie się z przypadkowym człowiekiem po brzuchach (tu nie wiem co mi do łba strzeliło, ale było wesoło). Po całości krótka rozmowa z Mikołajem (który po raz drugi odkrył co mam na plecach). I tak minął dzień pierwszy.

Sobota, czyli bieganie w kółko.

Prelekcje o 10:30 powinny być w jakiś sposób zakazane. Zwykle po prostu ludzie o tej porze śpią, tyle że Pyrkon w tym roku nie był jak zwykle. Przy tej ilości osób sala była pełna. Mam wrażenie, że jakbym robił prelekcję o 5 rano to też by się znalazły osoby chętne siedzieć w sali. Tym razem z prelekcji wyszedł panel z udziałem publiki. O granicy między grą a rzeczywistością  można posłuchać, zaś wygrał kolega który po prelekcji zapytał jaki był związek z tematem. Fakt, jeśli ktoś na prelkach z bloku RPG oczekuje ode mnie powagi jak przy bioetyce to się zawiedzie. Po prostu gdy słyszę, gdy ktoś śmiertelnie poważnie mówi o rzutach kostką, o hobby (zabawie) i rzuca teksty "proszę pana, pan mi nie przerywa" to mam wrażenie że nie łapie idei fandomu. Po tej prelce nastąpiła u mnie przerwa. Polegało to, z racji kolejek na większość punktów programu, łażeniu po targach oraz rozmowach z znajomymi. W sumie mało kiedy pojawiam się na innych punktach programu (i nie pamiętam kiedy byłem w Green Roomie). Około 13 udało się zebrać niewielką drużynę cosplayu Supernaturala. Zdjęcia jedyna jaki mam są z fotobudki Obozów (podlinkowane na Xweetus). I tak sobie chodziłem, aż znów znikłem na małe szamanie a potem na regenerację. Nie wiem czemu ale po musiałem odpocząć od tłumów. Za dużo się działo, a ja za mało spałem. Pojawiłem się przed pierwszą z prelekcji o Cyberpunku gdzie po raz kolejny musiałem się przebijać przez tłum (metodą na Mojżesza czyli używając laski do rozdzielenia tłumów). Mimo że sala była całkiem spora to konieczna była ewakuacja z racji BHP. Widocznie brak tlenu plus często kiepskie żarcie dawało pracę ratownikom medycznym. Serio, doceniam pracę Salowych, którzy i które mieli najbardziej parszywą robotę. Po prelekcji udałem się posłuchać Percivala. Jednak po drodze usłyszałem to... hymn Pyrkonu. Plus zobaczyłem Gambita z mikrofonem, co nigdy nie jest oznaką normalności. I Jezusa tańczącego na masce samochodu, co oznacza że jest epicko. Jako, że me czarne niczym czyste zło oczy nie mogły uznać wygranej dobra ruszyłem na maskę. Dla tych, którzy nie widzieli jeszcze filmików, tłum ludzi tańczył do Epic Sax Guy. Kiedy marynarka poleciała w tłum zaś ja wykonałem coś pomiędzy lekkim striptizem a powszechnym gwałtem na estetyce sam poleciałem za nią. Surfowanie po tłumie to coś pięknego. Rozważam wprowadzenie tego jako metody dostawania się na swe prelki. Po bansie i lansie poszedł czas na kolejny pomysł. Karteczka z "Oddaj Duszę" była ciekawym pomysłem ale bieganie z nią w wężu (trzymając w zębach) było weselsze. Chaos, dzika zabawa... tego mi brakowało. Po prostu to było coś innego niż snucie się po korytarzach, niż hejt wylewany przez fandom na fandom. A potem była wyprawa w deszczu i nastał smutny dzień.

Niedziela, czyli dziwny czas.


Ostatni dzień konwentu jest zawsze specyficzny. Widać wiele osób z bagażami, widać pożegnania. Pojawia się lekka nostalgia, stoiska ulegają zwijaniu (a Pyrkonowy Targ to dobra metoda aby przepuścić pół pensji). Dwie prelekcje, jedna za drugą przed nimi żegnanie się z ludźmi. Z osobami, które widuję rzadko, prawie nie gadam z nimi poza konwentami a mimo to uważam ich za znajomych (pozdrawiam Noir). Druga cześć prelekcji o Cyberpunku była w mniejszej sali. Gżdaczka została praktycznie wniesiona do sali i zatrzymała się przy mnie. Dopiero przekonanie, że faktycznie wszystko jest nagrywane pozwoliło zacząć w sali gdzie wymogi BHP były zachowane. Miłe jest gdy ludzie dosłownie walą drzwiami i oknami, jednak mniej fajne byłoby wynoszenie kogoś kto stracił przytomność. Następnie szybki transfer do sali gdzie udało się pomieścić wszystkich i prelekcja o siusianiu i kupkaniu oraz flakach, czyli gore. A po niej szybka ewakuacja na pociąg, który szlag trafił. 

Parę słów na koniec.


Czemu nie opisuję dokładnie swoich prelekcji? Bo nagrywam je po to, aby można było to usłyszeć, zaś plany są aby nagrywany był nie tylko głos ale i wizja oraz aby nadawać na żywo. 
Kiedy znów się spotkamy na konwencie? Nie mam pojęcia, pewnie niedługo jak gdzieś mnie będą chcieli. Na 90% na Opolconie i pewnie w Wawie. Polcon w tym roku jest nieludzko daleko dla mnie.
Kiedy następna notka, bardziej z jajami a nie z marudzeniem starca? Soon, pewnie w weekend.